Ciągle coś czytam, choć i tak mniej, niż bym chciał. Zobaczymy, jak wyjdzie z pisaniem o tym czytaniu...
Czy zanim sięgnąłem po Lewą rękę Boga słyszałem o Paulu Hoffmanie? Absolutnie nie. Czy po lekturze ostatniego tomu jego trylogii o tym tytule kupię kolejne dzieła jego autorstwa? Bez cienia wątpliwości!
Lewa ręka Boga to dość mroczna opowieść o niezwykłym chłopaku. Wychowany w klasztorze fanatyków religijnych nazywających siebie odkupicielami, otrzymuje pełne przygotowanie do tego, by stać się doskonałym generałem i wojownikiem. Z kolejnych kart tej epickiej przygody dowiadujemy się, że młodzieniec został jednak przeznaczony do czegoś więcej, niż los żołnierza lub skrytobójcy.
Hoffman stworzył naprawdę interesujący, choć niepiękny świat. Wychowany w duchu przemocy i ciągłego zagrożenia Thomas Cale - bo tak nazywa się nasz bohater - po ucieczce z Sanktuarium trafia do zupełnie odmiennego świata, który nie do końca jest w stanie zrozumieć. Bynajmniej i w tym świecie nie brak jest zdrady, politycznych intryg i wszelkiej maści skurwysyństwa.
Równocześnie trylogia Hoffmana to prawdziwa gratka dla osób interesujących się dziejami wojen i wojskowości. Autor żywcem przeniósł na karty powieści scenariusze prawdziwych walk z przeszłości. Niegdyś na wykładzie dotyczącym kultury popularnej usłyszałem, że jej fenomen polega w dużej mierze na tym, że czytelnika bawi odczytywanie pewnych zawoalowanych sygnałów i mrugnięć okiem wysyłanych mu przez pisarza. Po lekturze Lewej ręki... mogę w stu procentach potwierdzić. Mnie osobiście największą frajdę sprawiło odnalezienie na kartach utworu historii wojen husyckich.
Ciekawym zabiegiem wykorzystanym przez Hoffmana jest wykorzystanie nazw własnych doskonale znanym nam z realnego świata. Tym sposobem Artemizja z Halikarnasu przeprawia się przez rzekę Missisipi płynącą przez Szwajcarię, której stolicą jest Hiszpańskie Leeds. Na początku w pewnej mierze drażnił mnie ten sposób nazywania miejsc i osób, lecz szybko do niego przywykłem i go doceniłem. No, bo jak tu się nie uśmiechnąć, czytając o stoczonej na miecze bitwie o Pearl Harbor?
Prozę Hoffmana czyta się bardzo dobrze, choć przyznam, że dość specyficznie - tempo akcji mocno faluje. Przydługi opis odczuć wewnętrznych bohatera, teoretycznej rozmowy lub jego samopoczucia potrafi błyskawicznie przerodzić się w ograniczoną do kilku zdań relację z trwającej całe tygodni kampanii wojennej. Zabieg ten sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, na co wpływ mają również często wykorzystywane na końcach rozdziałów cliff-hangery.
Żeby nie przeciągać - bardzo polecam. Trylogia Hoffmana zasługuje w mojej opinii prawo do ustawienia na półce obok Tolkiena, Sapkowskiego, Grzędowicza i innych moich ulubieńców.